wtorek, 22 lipca 2008

Zmagania z urzędami - odsłona pierwsza

Wiedziałem, że zmagania z urzędami to będzie trudna i czasochłonna część inwestycji. Niestety potwierdziło się to w całej okazałości.
Uzyskanie warunków przyłączenia do sieci energetycznej okazało się tylko czasochłonne. Po złożeniu wymaganych dokumentów na początku maja 2007 i kilkunastu telefonach temat został załatwiony i warunki otrzymałem w maju 2007. Z MPWiK poszło jeszcze sprawniej , dokumenty o warunkach przyłączenia i zapewnieniu dostawy wody złożyłem na początku marca 2007 a na początku kwietnia 2007 otrzymałem stosowny dokument.
Największe problemy pojawiły się jednak w kontaktach z urzędnikami Wydziału Architektury Urzędu Miasta Wrocław. Opinie przekazywane pocztą pantoflową o Wydziale Architektury UM nie nastrajały optymizmem, ale jestem przyzwyczajony do trudnych spraw i zbiegów wyjątkowo niekorzystnych okoliczności.
Zacząłem od Biura Rozwoju Miasta , gdzie dowiedziałem się, że w obrębie Jarnołtów aktualnie przygotowywany jest Plan Zagospodarowania Przestrzennego. Pierwszy hamulec został zaciągnięty. Jest to stan oczywiście najgorszy z trzech możliwych. Gdy nie ma planu i nie jest rozpoczęte opracowywanie - jest O.K. , jest plan zagospodarowania - przypadek idealny. Ja oczywiście trafiłem na najgorszy i panie, z którymi rozmawiałem, od razu uświadomiły mnie, że z definicji wszelkie decyzje zostają wstrzymane na min. 12 miesięcy, co potem to się zobaczy. Przypadek sprawił., że bezpośrednio przed wizytą trafiłem na artykuł dokładnie opisujący podobne sytuacje , w którym radzono aby się nie poddawać takim urzędniczym "uproszczeniom", i że decyzja wstrzymująca decyzję o wydaniu warunków musi być szczegółowo uzasadniona, a nie wydana z "rozdzielnika". Ponieważ Panie urzędniczki poinformowały mnie , że Jarnołtów to obszar zabudowy rezydencjalnej to ja im uwiadomiłem, że chcę tam postawić dom a nie fabrykę, na działce, która nie może kolidować z niczym , więc taką decyzję o wstrzymaniu decyzji natychmiast zaskarżę. Panie stwierdziły, że wobec takiej determinacji petenta muszą temat skonsultować z kierownictwem. Po kilku dniach były już zdecydowanie bardziej przyjazne i stwierdziły, że faktycznie nie ma podstaw do wniosku o wstrzymanie decyzji.
Podanie i załączniki do wydania warunków zabudowy złożyłem w lutym 2007 . Dokumenty trafiły do najbardziej beznadziejnego duetu urzędniczego z jakim do tej pory miałem do czynienia. Sympatycznej, młodej i kompletnie niekompetentnej i na dodatek wątłego zdrowia A.B. oraz jej szefowej C.D. Rozpoczął się więc pingpong uzupełnień dokumentów, informacji, że jedna jest chora więc sprawa czeka, po wyzdrowieniu druga jest chora , więc sprawa czeka, jak obie są zdrowe to jedna jest na zasłużonym urlopie , a jak powraca to idzie druga i tak w koło Macieju. Monotonię wyjaśnień argumentujących brak decyzji z powodu choroby czy urlopu uzupełniały nieobecności z powodu szkolenia. Kolejne miesiące to oczekiwanie na odpowiedzi na pisma ze wszystkich możliwych instytucji , które musiały się wypowiedzieć w tej sprawie włącznie z dowódcą Wojsk Lotniczych, ze względu na niedalekie lotnisko. Nawet przypadkowo spotkana w Urzędzie Architektury E.F., którą poprosiłem o interwencję rozłożyła ręce w geście wskazującym na przypadek zupełnie beznadziejny. Po rozlicznych telefonach ponagleniach, prośbach w październiku dostałem kuriozalne pismo, w którym wskazane duo informuje mnie, że budynek, który chcę postawić "nie stanowi kontynuacji cech zabudowy obszaru analizowanego". To wywołało u mnie furię, gdyż w Jarnołtowie nie ma 2 identycznych budynków!! Są więc parterowe z płaskim dachem, piętrowe z kalenicą równoległą do drogi , prostopadłą do drogi, kostki 1-2 piętrowe z płaskim dachem itd. Zrobiłem więc kilkanaście zdjęć dzieł architektury z okolicy , zabrałem księgę Conterporary Houses i położyłem to wszystko na biurko p. C.D., która podpisała to kuriozalne pismo. Poprosiłem Panią C.D. aby wskazała mi , który z domów stojących w okolicy jest jej ideałem , do którego mam się dostosować i zaproponowałem przejrzenie dzieła z nowoczesnymi projektami domów. Jak można się było spodziewać wywołało to gwałtowną i mało przyjazna reakcję p. C.D. Następnym krokiem była więc interwencja u dyr. G.H. , któremu przedstawiłem całość tematu, który wydał się zaskoczony działaniami urzędniczek i obiecał interwencję w celu przyspieszenia wydania decyzji. Przyspieszenia jednak nie było i minęło kilka kolejnych miesięcy nieobecności, chorób, szkoleń, urlopów itd. W końcu w lutym 2008 - a więc po roku od złożenia p. A.B. obwieściła mi, że jestem szczęśliwcem , bo decyzja będzie lada dzień. Pozostało jeszcze czekać na podpis osoby, która dziwnym zbiegiem okoliczności była na urlopie, chorobie czy szkoleniu. Załatwienie oświadczenia kilku osób z grona niezainteresowanych, od których nie przyszła zwrotka, że dostali pisma z informacjami o moich planach. W końcu z datą 27.02. dostałem wyczekiwaną decyzję, w której urzędniczki zmieniają nieznacznie wymiary domu jako listek figowy swoich poczynań trwających rok! Decyzja o warunkach zabudowy zawiera wykluczające się warunki odnośnie wysokości domu i nawet za namową Oli starałem się ten oczywisty fakt przedstawić p. A.B. aby wybadać czy byłaby skłonna ten błąd skorygować. Beznadziejność zabiegów tak skomplikowanych jak nr faxu czy adres mailowy, w połączeniu z odpowiedzią, że dostałem zgodę na dach płaski, ale to co w mojej błędnej ocenie jest sprzeczne ma wymusić aby dach nie był płaski spowodowało, że dałem sobie spokój. Decyzja o warunkach zabudowy stała się podstawą do poważnego zabrania się za projekt domu w zakresie potrzebnym do uzyskania pozwolenia na budowę.
Jak czytelnicy dostrzegą imiona i nazwiska Urzędników zostały zaszyfrowane na wyrażne życzenie E.F. , którą dalej darzę bezinteresowną sympatią i zrobiłem to mimo, że zupełnie nie zgadzam sie z jej argumentacją!!!!

poniedziałek, 21 lipca 2008

Pierwsze przymiarki


Po zakupie działki w Jarnołtowie zacząłem zastanawiać sie jaki dom chcę tam wybudować i jakie wstepne założenia przedstawię projektantowi. W kwestii projektantów mój wybór był jednoznaczny - rodzinne duo młodych i zdolnych architektów czyli Przemek ( kierownik) i Ola. Od razu wiedziałem, że współpraca z takim inwestorem jak ja nie będzie dla nich łatwa. Wiedziałem też , że trzeba będzie jasno określać i rozsądnie uzasadniać co może być przedmiotem dyskusji i rozważań, a co nie może być dyskutowane, wobec moich doświadczeń , oczekiwań i wizji.
Pierwsze rozmowy z kierownikiem projektu Przemysławem K. i wizjonerska Olą T. uzmysłowiły mi, że skrzyżowanie domu atrialnego parterowego z dworkiem polskim i dachem z piękną dachówką ceramiczną jest passe i stąd nie jest przez nich do zrealizowania. Projektanci aby poprzeć swoje stanowisko zakupili mi nawet księgę pt. Contemporary Houses , gdzie mogłem podziwiać wizje nowoczesnych domów od Alaski po Nową Zelandię. Rzeczywiście wizja dworku polskiego nie była dominująca i w ten sposób pokonałem pierwszą psychologiczną barierę - marzenie o domu z dachem spadzistym z dachówką ceramiczną odłożyłem do lamusa. Wybłagałem jedynie aby postarali się o to aby dach nie był całkowicie płaski. Następnie na planie działki narysowałem moją koncepcję rzutu domu zawierającego wewnętrzne atrium , 2 gabinety / sypialnie gościnne , sypialnię zasadniczą , pokój dzienny z kominkiem oraz otwartą jadalnią i kuchnią, pokojem projekcyjnym audiowizualnym , 2 łazienkami, garażem. Koncepcja otwartego pokoju dziennego z jadalnią i kuchnią bardzo podoba mi się w domu naszych znajomych - Smykalów z Głogowa i bez wykupienia praw autorskich postanowiłem ten pomysł powielić. Miałem przy tym na uwadze trudności ze zorganizowaniem większego przyjęcia w domu na Berberysowej , gdzie gdy ilość biesiadników przekracza 6 osób to ciśniemy się niemiłosiernie w ciasnej jadalni , albo następuje rewolucja z przenosinami kanap i stołów.
Dwie łazienki , garaż na 2 auta to kolejne elementy, które wyrysowałem. Na koniec musiałem zdać sobie sprawę z tego, że wobec powyższych założeń opowieści o małym parterowym domku na starość są spełnione tylko w 2/3 tj. będzie to dom parterowy i na starość , ale z pewnością nie mały. Od razu przygotowałem się na pytania - kto to posprząta ?, jakie będą koszty eksploatacji ? itp. - ale wizja to wizja i niczego w tym względzie nie zmienię.
Pierwsza koncepcja, którą wyrysowałem to była litera c z tarasem w środku i doklejonym garażem. Pokazałem to kierownikowi Przemysławowi, który pokiwał głową ze zrozumieniem i po kilku dniach przysłał mi pierwszą wizję domu w kształcie litery T. Dziwię się do dzisiaj temu, że od razu na taką koncepcję przystałem. Mało tego od razu ją polubiłem.
Jest do obejrzenia - prawda, że dobra? Będę chciał to zrealizować , a czy w tym domu zamieszkamy - to następna trudna kwestia, której na tym etapie nie rozstrzygamy.

wtorek, 8 lipca 2008

Poszukiwania i kupno działki


Decyzja o budowie nowego domu implikowała działania związane z poszukiwaniem działki. Moje największe nadzieje dotyczyły działki na Komeńskiego, gdzie przecież mamy połowę starego bliżniaka na 1000 m2 działce. Niestety po pierwsze nasz dom rodzinny jest w skrajnie opłakanym stanie, i dla mnie ( votum separatum Oli) nie nadaje się do modernizacji na dom spełniający moje oczekiwania. Wykup działki od sąsiada zamieszkującego drugą połowę bliżniaka byłby rozwiązaniem idealnym , wówczas zburzenie starego domu i postawienie na dużej działce nowego domu byłoby 100% spełnieniem moich marzeń - niestety okazało się to nierealne . Sąsiedzi nie chcieli rozmawiać o sprzedaniu działki , stąd pomysł został zawieszony i co gorsza prawdopodobnie nie ma szans nigdy się urzeczywistnić. Do mediacji zaangażowałem nawet panią Władysławę, zwaną Bożenką - właścicielką niegdyś ( 40 lat temu) wiodącego na osiedlu sklepu spożywczego, a obecnie biura nieruchomości - równie zasiedziałą Żerniczanką jak autor. Pani Bożenka, przejęta moimi i swoimi nieskutecznymi staraniami o pozyskanie działki w Żernikach próbowała sprzedać mi atrakcyjną działkę w Gałowie, ale wiedziałem, ze rezystancja Elżbiety wobec planów budowy w tak "dziewiczym" terenie będzie nie do przezwyciężenia, stąd nie nabyłem działki w Gałowie.
Jeżdząc na rowerze w szeroko rozumianych okolicach Żernik , gdzie zdecydowanie chciałbym dalej mieszkać, od czasu do czasu trafiałem na tablice informacyjne o sprzedaży działek, ale kontakty ze sprzedającymi były na tyle zniechęcające, że nie widziałem sensu rozpoczynania poważnych rozmów.
W czasie jednej z wycieczek rowerowych na piwo do Karczmy Rzym zobaczyłem na płocie posesji w Jarnołtowie ogłoszenie o sprzedaży domu i dużej działki na jego zapleczu. Zapisałem telefon i nazwę agencji nieruchomości i okazało sie, że w sprzedaży pośredniczy biuro Grazyny Lityńskiej naszej świadek ślubnej. Rozpoczęliśmy więc rozmowy. Nie interesował nas zakup domu, tak więc zaproponowaliśmy Grażynie aby przekonała właścicieli do podziału działki na dwie części - jedną z domem i drugą zapleczową , z wjazdem od Jarnołtowskiej. Sprzedający - małżeństwo Magdalena i Adam Ciesielczuk przystali na naszą propozycję. Ustaliliśmy cenę gruntu na 168 640 zł , podpisaliśmy umowę przedwstępną 18.07.2006 r. , wpłaciliśmy zaliczkę i znany im geodeta zaczął procedurę podziału. Geodeta okazał się niestety bardzo niekompetentny i jego poczynania na tyle nieudolne, że procedura podziału i wszystkie formalności z tym związane wlokły się niemiłosiernie. Nasze naciski na Grażynę i właścicieli działki aby pogonili geodetę i zlecili to kompetentnej osobie nie przyniosły skutku, a czas płynął. W międzyczasie ceny działek zaczęły istotnie piąć się w górę, tak więc przestałem wierzyć, że transakcja dojdzie do skutku na ustalonych warunkach. Państwo Ciesielczuk okazali się na szczęście osobami dotrzymującymi umowy i 10.02.2007 r. podpisaliśmy umowę / akt notarialny nabycia działki, zapłaciliśmy należną kwotę oraz podatki i staliśmy się właścicielami działki o pow. 2000m2 w Jarnołtowie. Na zdjęciu widok działki w lecie 2008, a wiec rok po zakupie. Owocowe drzewa - grusze i jabłonie są niestety do wycięcia, gdyż koliduja z domem. W lecie 2007 r zanotowaliśmy niezwykły urodzaj gruszek i jabłek , którymi obdarowaliśmy znajomych.

poniedziałek, 7 lipca 2008

Dlaczego nowy dom ??


Pomysł budowy nowego domu kiełkował w mojej głowie od bardzo dawna - od momentu gdy zdałem sobie sprawę jak dalece dom, który zbudowaliśmy z Elżbietą na Berberysowej odbiega od ideału domu w którym chciałbym zamieszkać na starość - lub może na czas kiedy praca zawodowa nie będzie mnie tak zajmowała jak obecnie.
Myślenie o nowym domu, w sytuacji, kiedy mieszkamy w miejscu , z którym tak bardzo jesteśmy związani miało i ma dla mnie znamiona zdrady. Wiem, że ostateczna decyzja o wyprowadzeniu się z Berberysowej będzie dla nas bardzo trudna i wcale nie jestem pewny czy zostanie ostatecznie podjęta . Mieszkanie w domu, który wybudowaliśmy niemal własnymi rękami, który step by step przebudowaliśmy z wersji pierwotnej "zgrzebnej" do obecnej , z której jesteśmy zadowoleni, która ma tyle zalet obiektywnych i emocjonalnych, która sprawia nam tyle zadowolenia , że naprawdę trudno myśleć o przeprowadzce. Zamieszczone zdjęcie jest tego jawnym dowodem , mimo, że nie jestem widoczny na zdjęciu a z pewnością wypowiadałem wówczas sakramentalne " jest bosko". Gdyby jeszcze ten dom pozostał w rodzinie byłoby to może łatwiejsze, ale na taki wariant nie ma co liczyć.
Główne powody mojego myślenia o nowym domu to :
- chęć pozbycia się schodów i zapewnienie łatwej komunikacji między pomieszczeniami - stąd dom parterowy
- bliski kontakt z ogrodem ze wszystkich istotnych pomieszczeń - stąd dom atrialny
- wzajemne przenikanie się domu i ogrodu jako dwóch uzupełniających się przestrzeni, co bardzo podobało mi się w Holandii
- element wodny, który chciałbym mieć przy domu, który nie będzie kiczowatym oczkiem z fontanną i złotymi rybkami, ani basenem, w którym nie będziemy się kąpali - rozwiązania podobne do tych widzianych w Holandi
- zapewnienie bardziej wygodnego goszczenia naszych bliskich, do czego dom na Berberysowej nie jest niestety przygotowany w satysfakcjonujący mnie sposób.
- zapewnienie mi oraz Elżbiecie ( jak będzie miała ochotę) zajęcia w ogrodzie o sporych ale rozsądnych wymiarach na czas kiedy zakończymy aktywność zawodową. Powrót do prostych działań związanych z uprawianiem roślin, dbaniem o wygląd ogrodu, kształtowanie jego wyglądu , to zajęcie , o którym myślę i wierzę w to, że Elżbieta również będzie chciała powrócić do tych zajęć - ma w tym zakresie talent znacznie większy niż ja. Potrzeba nam tyko dużo wolnego czasu !
- większa separacja od sąsiadów, nawet tak przyjaznych i zaprzyjaźnionych jak na Berberysowej.
- wyposażenie w nowoczesne systemy teletechniczne i audiowizualne, które znam zawodowo.
- wygodny wjazd / wyjazd / parkowanie samochodów co jest trudne na Berberysowej.
- brak kolizji zaparkowanych samochodów z rowerami i innymi sprzętami, co niestety jest bardzo kłopotliwe na Berberysowej.

sobota, 5 lipca 2008

Dlaczego będę pisał bloga

Do tej pory czytałem i nadal czytam kilka blogów , które bardzo mi się podobają. Były to np. blogi Oli z jej wypraw turystycznych oraz bardzo ciekawy blog Kasi opisujący rozwój Kaczej Rodziny , w szczególności Ninki i Jasia. Wydaje mi się , że taki rodzaj osobistego pamiętnika jest szczególnie ważny dla autora, gdyż opisując wydarzenia musi mieć czas na refleksję i dystans do tych wydarzeń. Ma też świadomość, że publikując teksty w internecie udostępnia je osobom , które mogą te wydarzenia znać i oceniać podobnie lub odmiennie , oraz osobom, które na podstawie treści bloga będą wyrabiały sobie opinię o autorze. Opisy są z natury subiektywnym przekazem autora , ale aby miały sens muszą być szczere - zgodne z rzeczywisymi odczuciami autora.
Ponieważ postanowiłem zbudować nowy dom chciałbym aby wszystkie wydarzenia z tym zwiazane zostały zapisane i aby moja rodzina, chcąc - niechcąc uczestnicząca w tym przedsięwzięciu, oraz moi znajomi mogli, jak będą mieli ochotę, poznawać te wydarzenia, śledzić opinie i rozwój inwestycji. Być może również czytać go będą inne osoby budujące dom. Mam nadzieję wszyscy czytelnicy, w swoich komentarzach, przekazywać mi będą swoje opinie i rady.
Sądzę, że będzie to ostatnie z dużych przedsięwzięć jakie wykonam w moim życiu, stąd dokumentowanie tego przedsięwzięcia jest dla mnie bardzo ważne.